Buble i rozczarowania 2019 roku
Cześć,
Przyszedł czas na pierwsze podsumowanie roku 2019, który bez wątpienia jest już za Nami.
Zacznę od bubli i totalnych rozczarowań kosmetycznych i zapachowych, które mi się przytrafiły na przestrzeni poprzedniego roku.
Nie ma tutaj produktów, które mi nie pasowały, z których nie byłam zadowolona, wybrała sam totalne buble i całkowite rozczarowania, których żaden argument nie ratuje.
Większość ma swoje osobne recenzje na blogu, więc będziecie mogli do nich wrócić, bo je podlinkuję, a w tym poście tylko krótko podsumuję czemu to bubel.
Buble i rozczarowania 2019 roku
Pielęgnacja włosów
Vianek, intensywnie regenerująca maska do włosów ciemnych i farbowanych
Ta maska zawiodła mnie na całej linii i próbowana na wiele sposób nie uratowała się. Konsystencja była dziwna, niby gęsta, niby kremowa, a jakaś taka tępa w dotyku, ciężko się ją nakładało na włosy i sprawiała wrażenie jakby w ogóle się do nich nie przyczepiała.
Włosy po jej użyciu były tępe, matowe i maksymalnie obciążone. Wyglądały na tłuste i brzydkie.
Zamiast je regenerować pogorszyła ich stan i sprawiła, że były poplątane i zaniedbane.
Ledwo ją wykończyłam, bo nie lubię wyrzucać produktów, ale stosowałam ją potem jako maska na włosy suche przed myciem włosów, bo wtedy nie robiła z nimi takiej tragedii.
Jedna z Was napisała mi, żeby zużyć ją do golenia i faktycznie dawała fajny poślizg, a więc dobiła w końcu dna, ale to była męczarnia!
Ewidentnie produkty Vianek mi nie służą i w większości mi nie pasują.
Pielęgnacja ust
Your Natural Side, peeling do ust z olejem truskawkowym
Z tym produktem wiązałam wielkie nadzieje dlatego go kupiłam, ale to co po sobie pokazał nazwało go największym bublem roku 2019!
Przy robieniu zdjęć zanim zaczęłam go używać zapowiadał się wspaniale, cudownie naolejowany peeling, w pięknym żółtym, soczystym kolorze. Nie mogłam doczekać się aż go użyję.
Przy pierwszym użyciu mnie nie zachwycił, bo okazało się, że jest tam masa olejków, a mało peelingującego scrubu. Nadal jednak wiązałam z nim nadzieje, że może jak zużyję troszkę to dojdę do scrubu w większej ilości nić tylko 2-3 ziarenka na usta, może jak go wymieszam?!
Niestety już wtedy dostałam wiadomości od posiadaczek go, że właśnie mało w tym peelingu samego peelingu, a masa olejku.
Kilka razy użyłam i stał sobie, bo mnie do niego nie ciągnęło. Olej roznosił się po ostach i całej okolicy twarzy, a peelingujące drobinki, które można zliczyć nie rozpuszczały się, tarły w bolesny sposób skórę, ale nie spełniały swojego zadania, również przenosiły się na pozostałą część twarzy.
Z czasem zmienił on kolor na bezbarwny! i zaczął strasznie śmierdzieć. Wyrzuciłam go natychmiast wcześniej pokazując go na profilu, gdzie odezwała się firma, która zachowała się wzorowo i w zamian dosłała mi inne produkty marki.
Generalnie nie zrobił mi niczego złego ze skórą, ale też nie spełnił swoich obietnic nawet w najmniejszym stopniu. Z matem nie ma nic wspólnego, podobnie jak z kontrolą nad wydzielającym się sebum, z którym się zmagam. Nie nawilżał też skóry, miałam wrażenie, że zostawiał ją trochę ściągniętą. Podkład na nim też nie trzymał się zachwycająco.
Konsystencja była ok, wchłanianie się także, ale jego największy plus to opakowanie. Bardzo eleganckie i dopracowane w każdym calu, jednak to trochę za mało za cenę 100-200 zł.
W tej kategorii są dwa produkty, drugiego nie opisywałam osobno na blogu choć miałam taki zamiar, ale koniec końców zdecydowałam się nie tracić na niego czasu.
Wspomniałam o nim w denku, które pokazałam Wam ostatnio na moim stories instagram.
Zdjęcie poglądowe również z mojego stories.
Już od pierwszego użycia mi się nie podobał, jego zapach odrzucał na tyle, że od razu spojrzałam czy aby na pewno nie jest już po terminie. Nie był. Śmierdział starym tłuszczem.
Zazwyczaj używałam go do mycia twarzy, ale wykonywałam nim też olejowy demakijaż twarzy. Nie radził sobie zbyt dobrze z oczyszczaniem twarzy z makijażu, zawsze potem domywałam skórę i przecierałam np. tonikiem, a na waciku były resztki zanieczyszczeń.
Nie mogłam go rozgryźć, kiedy dałam go mało to zdawał się znikać zanim rozprowadzę go na twarzy, jeśli dałam więcej owszem był, ale miałam wciąż uczucie niedomytej skóry, a kiedy dostał się do oczu nie mogłam pozbyć się z nich mgły.
Strasznie się męczyłam żeby go zużyć.
Zapach okazał się być dla mnie okropny, na sucho jako taki choć zbyt mdlący, ciężki i duszący, ale pod odpaleniu nie mogłam doczekać się aż dojdzie ścianek. Zapach był mydlany, ale drażniący i nie miał nic wspólnego z kategorią fresh.
Dodam, że słyszałam opinie, że ma pachnieć jak krem Nivea, niestety dla mnie to obok kremu nawet nie leżało.
Po tym zapachu bolała mnie głowa, zapach był pudrowy i intensywny, dla mnie za mocny i zbyt duszący.
Ta świeca długo u mnie nie zabawiła, bo się zbiła i sprzedałam ją jako stłuczkę. Mam nadzieję, że komuś służy lepiej.
Miała pachnieć jak perfumy Chloe, które uwielbiam, ale w rzeczywistości nie czułam żadnego podobieństwa do nich, na co właśnie liczyłam.
I znowu podobnie jak pozycja wyżej miała w sobie jakąś nutę, która mnie drażniła i sprawiała, że zapach był pudrowy, ciężki i duszący. Choć ta była dużo mniej ciężka, jednak ta nuta... do dzisiaj nie wiem jaka może paczula, piżmo albo bursztyn, ale totalnie mi nie podeszła.
Nie bolała mnie po niej głowa, ale zapach nie umilał czasu kiedy się paliła. Zapach był dla mnie za ciężki i za ostry.
Był mocno perfumowany, elegancki i wieczorowy. Żałuję, że nie był lżejszy tak jak się zapowiadał po opiniach i opisie.
Polecała w świat ta świeca w cudownym słoju.
To tyle jeśli chodzi o buble i rozczarowania 2019 roku!
Wybrałam dla Was kilka produktów, które okazały się największymi niewypałami, a miałam na nie wielką ochotę.
Znacie któryś z tych produktów lub zapachów?
Co o nich sądzicie?
Przy pierwszym użyciu mnie nie zachwycił, bo okazało się, że jest tam masa olejków, a mało peelingującego scrubu. Nadal jednak wiązałam z nim nadzieje, że może jak zużyję troszkę to dojdę do scrubu w większej ilości nić tylko 2-3 ziarenka na usta, może jak go wymieszam?!
Niestety już wtedy dostałam wiadomości od posiadaczek go, że właśnie mało w tym peelingu samego peelingu, a masa olejku.
Kilka razy użyłam i stał sobie, bo mnie do niego nie ciągnęło. Olej roznosił się po ostach i całej okolicy twarzy, a peelingujące drobinki, które można zliczyć nie rozpuszczały się, tarły w bolesny sposób skórę, ale nie spełniały swojego zadania, również przenosiły się na pozostałą część twarzy.
Z czasem zmienił on kolor na bezbarwny! i zaczął strasznie śmierdzieć. Wyrzuciłam go natychmiast wcześniej pokazując go na profilu, gdzie odezwała się firma, która zachowała się wzorowo i w zamian dosłała mi inne produkty marki.
Pielęgnacja twarzy
Estee Lauder, krem do cery tłustej kontrolujący wydzielanie sebum
Kolorówka tej marki cieszy się dobrymi opiniami, ale produkty do pielęgnacji nigdy nie były w moim posiadaniu. Sama marka jednak sprawia, że czuję iż mam do czynienia z produktem z górnej półki, luksusowym. Niestety krem okazał się być niczym szczególnym, a wręcz wielkim rozczarowaniem za duże pieniądze.Generalnie nie zrobił mi niczego złego ze skórą, ale też nie spełnił swoich obietnic nawet w najmniejszym stopniu. Z matem nie ma nic wspólnego, podobnie jak z kontrolą nad wydzielającym się sebum, z którym się zmagam. Nie nawilżał też skóry, miałam wrażenie, że zostawiał ją trochę ściągniętą. Podkład na nim też nie trzymał się zachwycająco.
Konsystencja była ok, wchłanianie się także, ale jego największy plus to opakowanie. Bardzo eleganckie i dopracowane w każdym calu, jednak to trochę za mało za cenę 100-200 zł.
W tej kategorii są dwa produkty, drugiego nie opisywałam osobno na blogu choć miałam taki zamiar, ale koniec końców zdecydowałam się nie tracić na niego czasu.
Wspomniałam o nim w denku, które pokazałam Wam ostatnio na moim stories instagram.
Zdjęcie poglądowe również z mojego stories.
Delia, Dermosystem olejek hydrofilowy do mycia twarzy
Olejek był w kolorze żółtym, podczas rozprowadzania zmieniał się w białą emulsję. Tę serię Dermo System od Delia bardzo lubię i większość produktów z tej serii bardzo mi pasowała, nawet niektóre zachwycały swym działaniem, ale nie ten olejek.Już od pierwszego użycia mi się nie podobał, jego zapach odrzucał na tyle, że od razu spojrzałam czy aby na pewno nie jest już po terminie. Nie był. Śmierdział starym tłuszczem.
Zazwyczaj używałam go do mycia twarzy, ale wykonywałam nim też olejowy demakijaż twarzy. Nie radził sobie zbyt dobrze z oczyszczaniem twarzy z makijażu, zawsze potem domywałam skórę i przecierałam np. tonikiem, a na waciku były resztki zanieczyszczeń.
Nie mogłam go rozgryźć, kiedy dałam go mało to zdawał się znikać zanim rozprowadzę go na twarzy, jeśli dałam więcej owszem był, ale miałam wciąż uczucie niedomytej skóry, a kiedy dostał się do oczu nie mogłam pozbyć się z nich mgły.
Strasznie się męczyłam żeby go zużyć.
Świece zapachowe Yankee Candle
Dwa zapachy świec Yankee Candle, które bardzo chciałam mieć okazały się dla mnie wielkimi rozczarowaniami i ich zapach zupełnie mi nie odpowiadał.Yankee Candle, Brown Paper Packages
Ta świeca to było moje duże chciejstwo jeszcze jak była unikatem i poza grupami sprzedażowymi nie dało się jej kupić, a i tak osiągała zawrotną cenę. Cieszę się, że nie skusiłam się wcześniej wydać na nią dużej kasy, bo za jakiś czas wróciła do sprzedaży do większość sklepów i wtedy ją zamówiłam.Zapach okazał się być dla mnie okropny, na sucho jako taki choć zbyt mdlący, ciężki i duszący, ale pod odpaleniu nie mogłam doczekać się aż dojdzie ścianek. Zapach był mydlany, ale drażniący i nie miał nic wspólnego z kategorią fresh.
Dodam, że słyszałam opinie, że ma pachnieć jak krem Nivea, niestety dla mnie to obok kremu nawet nie leżało.
Po tym zapachu bolała mnie głowa, zapach był pudrowy i intensywny, dla mnie za mocny i zbyt duszący.
Ta świeca długo u mnie nie zabawiła, bo się zbiła i sprzedałam ją jako stłuczkę. Mam nadzieję, że komuś służy lepiej.
Yankee Candle Gold Collection, Golden Rose
Na tę świecę skusiłam się czytając opinie o niej i przeglądając zdjęcia, bo wyglądem zachwyca! Ma matowy czarny słój, na którym są wzory podświetlane przez płomień w kolorze różowym.Miała pachnieć jak perfumy Chloe, które uwielbiam, ale w rzeczywistości nie czułam żadnego podobieństwa do nich, na co właśnie liczyłam.
I znowu podobnie jak pozycja wyżej miała w sobie jakąś nutę, która mnie drażniła i sprawiała, że zapach był pudrowy, ciężki i duszący. Choć ta była dużo mniej ciężka, jednak ta nuta... do dzisiaj nie wiem jaka może paczula, piżmo albo bursztyn, ale totalnie mi nie podeszła.
Nie bolała mnie po niej głowa, ale zapach nie umilał czasu kiedy się paliła. Zapach był dla mnie za ciężki i za ostry.
Był mocno perfumowany, elegancki i wieczorowy. Żałuję, że nie był lżejszy tak jak się zapowiadał po opiniach i opisie.
Polecała w świat ta świeca w cudownym słoju.
To tyle jeśli chodzi o buble i rozczarowania 2019 roku!
Wybrałam dla Was kilka produktów, które okazały się największymi niewypałami, a miałam na nie wielką ochotę.
Znacie któryś z tych produktów lub zapachów?
Co o nich sądzicie?
Pozdrawiam,
Mi ogólnie marka Vianek nie odpowiada. Żaden kosmetyk od niej się nie sprawdził.
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się zobaczyć tutaj Este Lauder.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się zobaczyć te maskę Vianka tutaj. U mnie efekt był ok, ale nie do używania na dłuższą metę. Oddałam ją więc siostrze, której sprawdziła się świetnie i od tego czasu kupuje tę maskę regularnie 😉 Reszta produktów jest mi nieznana.
OdpowiedzUsuńRozczarowała mnie Twoje rozczarowanie peelingiem do ust z olejem truskawkowym. Brzmi cudnie,a tu taki zonk :(
OdpowiedzUsuńjakoś pojawienie się tutaj EL mnie nie dziwi, na szczęście nic nie miałam chociaż jakaś maska vianka jest w zapasach ;/
OdpowiedzUsuńTeraz wiem, czego nie kupować.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie miałam żadnego z tych produktów. :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie ta świeca jest piękna, ciekawe czy mnie przypadłaby do gustu...
OdpowiedzUsuńBrown Paper z Yankee- trauma zapachowa :D
OdpowiedzUsuńNie znam na szczęście tych kosmetyków. Ostatnia świeca prezetuje się przepieknie, chyba mogłaby być tylko odzobą mojej toaletki mimo wszystko ;)
OdpowiedzUsuńChyba na szczęście żadnego z tych produktów nie miałam.
OdpowiedzUsuńNie stosowałam żadnego z tych kosmetyków ale jestem zdziwiona, że produkt Estee Louder okazał się bublem :o
OdpowiedzUsuńNie miałam tych produktów. Widocznie nie mam czego żałować :)
OdpowiedzUsuńNa moje szczescie nie poznalam zadnego z powyzszych, ale oby nam sie takie gagatki trafialy jak najrzadziej :D
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z tych produktów :)
OdpowiedzUsuńświece kupiłabym dla samego słoja! no jest sztos! szkoda, że zapach nie taki jak powinien być ...
OdpowiedzUsuńMnie z kolei jako bubel zeszłego roku przypomina się peeling do rąk vianka
OdpowiedzUsuńmialam inna wersje tej maski i byla ok ale faktycznie konsystencja bardzo niespotykana
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z uwagą, dobre porady. Będę się wystrzegać. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńW takim razie dobrze, że nie zdecydowałam się na tą maskę z Vianek. Co do świec to właśnie dlatego nie lubię ich zamawiać zanim nie powącham. Boję się, że zapach okaże się totalnie nie dla mnie. Ta czarna swieca kusi wyglądem więc szkoda, że zapach nie był tak piękny jak słoik ;)
OdpowiedzUsuńŻadnego z Twoich bubli nie miałam :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie widziałam świec yankee w czarnej wersji. Mogliby częściej wprowadzać takie limitki bo prezentują się bardzo elegancko :), szkoda że nie pachną chloe, bo mi też podoba się ten zapach ;)
OdpowiedzUsuńMi również nie przypadł do gustu ten krem z Estee Lauder. Strasznie mi zapchał pory przez co na mojej twarzy pojawiło się wiele niedoskonałości :( A jeśli chodzi o świece YC to nie kupuję ich właśnie dlatego, że nie chcę wyrzucać pieniędzy w błoto jeśli zapach mi się nie spodoba (jestem wybredna 😂)
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z nich i dobrze:)
OdpowiedzUsuńKurczę, akurat nic z Twoich zeszłorocznych już rozczarowań nie znam. Życzę Ci zatem, aby w 2020 tych bubli było jak najmniej (a najlepiej to wcale!) :)
OdpowiedzUsuńnieźle! :)a w sumie nie znam żadneog produktu LD na szczęście :D
OdpowiedzUsuń